sobota, 4 stycznia 2014

25. "Jeżeli go znajdę, to przyrzekam, że tego tak nie zostawię"

~ Em ~
- Harry? – wyszeptałam gładząc go po torsie, kiedy leżeliśmy wtuleni w siebie na plaży
- Hmm?
- Myślałeś kiedyś, jak będzie wyglądało twoje życie za 10 lat? – zapytałam
- Jasne, że tak. – pocałował mnie we włosy – Będziemy szczęśliwym małżeństwem z dwójką dzieci, które będą biegać po domu. – uśmiechnął się – A w każdą naszą rocznicę będziemy przyjeżdżać tutaj. Będziemy sobie leżeć tak, jak teraz i będziemy się przyglądać, jak nasze dzieci budują zamki z pisku, które co chwilę się rozwalają… - lekko się zaśmiałam na te słowa - … tak, jak ta dwójka maluchów, widzisz? – wskazał na dwie dziewczynki niedaleko nas
- Poważnie? – spojrzałam w jego zielone tęczówki – Chciałbyś mieć ze mną dzieci? – spytałam łamiącym się głosem
- Oczywiście, że tak. Skąd te wątpliwości? – wzruszyłam ramionami – Kocham Cię i codziennie dziękuję Bogu za to, że Cię spotkałem. Jesteś kobietą, dzięki której będę miał do kogo wrócić po pracy.– uśmiechnął się, po czym pocałował mnie delikatnie – Będziesz najpiękniejszą i najwspanialszą matką naszych dzieci.
- Kocham Cię. – musnęłam jego policzek
Leżeliśmy tak prawie cały dzień, aż zaczęło się ściemniać.
- Chyba musimy się zbierać. – pogładził mnie po plecach – Jutro rano mamy samolot.
- Nie chcę wracać. – westchnęłam – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał w tą cholerną trasę. – powiedziałam wstając
- Wiem, skarbie. Ja też nie chcę i będę tęsknił, jak nigdy dotąd. – objął mnie i ruszyliśmy do hotelu – Ale pamiętaj, że już zawsze będziesz miała mnie przy sobie. – wskazał naszyjnik, który od niego dostałam
- Wiem. – uśmiechnęłam się

- Wstawaj. – powiedziałam zaspanym głosem szturchając lekko mojego chłopaka
- Która godzina? – przekręcił się na plecy nie otwierając oczu
- Nie wiem. – powiedziałam i zakryłam poduszką moją głowę
Czułam, jak Harry lekko się podnosi, aby spojrzeć na zegarek stojący na hotelowym stoliku. Po chwili ciężko opada na łóżko.
- Jest 7.30. – informuje zabierając mi poduszkę i całując mnie w kark – Musimy. – wyszeptał
- Wiem. – powiedziałam i przekręciłam się na plecy, spojrzałam na szatyna i lekko się uśmiechnęłam, ponieważ widziałam, że coś go trapi
Po kilku minutach już byliśmy ubrani. Zeszliśmy na śniadanie. Kiedy wróciliśmy, zrobiłam sobie lekki makijaż. Harry spakował jeszcze nasze rzeczy i wyszliśmy z hotelu. Za jakiś czas już siedzieliśmy w samolocie, a po kilku godzinach już byliśmy w domu.
- A teraz zarządzam kompletne lenistwo przez najbliższe dni. – powiedział rzucając się na łóżko
- Ty będziesz się lenił, a ja muszę zadzwonić do Matt’a. – zaśmiałam się lekko – Już kilka dni temu powinien wrócić, a on nie daje znaku życia. – powiedziałam wychodząc z sypialni
Kilka miesięcy temu, Matt wyjechał na jakiś kontrakt, czy coś w tym stylu. Nie było to czymś zadowalającym dla mnie, tym bardziej, że niewiele udało mi się zarobić. Miałam tylko kilka sesji. Umówiliśmy się, że będzie mi płacił co kilkanaście sesji, więc nie dostałam od niego jeszcze nic. Jestem wkurzona, chyba każdy by był, ale cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na jego powrót i na kolejne sesje, które naprawdę uwielbiam.
- Daj spokój. Nie potrzebujesz tej pracy. – zatrzymałam się i z uśmiechem spojrzałam na szatyna
- A to dlaczego? – założyłam ręce na klatce piersiowej
- Zarabiam mnóstwo pieniędzy. Jesteśmy razem, mieszkamy razem, więc..
- Co z tego? – wzruszyłam ramionami – Nie chcę być na twoim utrzymaniu. – ruszyłam na dół i wybrałam numer Matt’a.
Kilka sygnałów i nic. Nie odbiera. Odczekałam kilka minut i znowu nic. Pewnie nie ma teraz czasu. Odłożyłam telefon na stolik i weszłam do kuchni. Nalałam wody do szklanki i poczułam ręce szatyna na mojej talii. Złożył delikatny pocałunek na moim karku. Uwielbiałam, kiedy to robił.
- Dlaczego tak bardzo chcesz tam pracować? – zapytał
- Nie chcę siedzieć całymi dniami na dupie przed telewizorem i oglądać jakichś bezsensownych telenoweli. – odwróciłam się do Hazzy – A poza tym, to ty ciężko pracujesz i to są twoje pieniądze i ja nie chcę…
- Jesteśmy razem, tak? Kochamy się, więc to są nasze pieniądze. – przerwał mi – Teraz wszystko, co moje jest twoje. – pocałował mnie w czoło
- A wszystko, co moje, jest twoje. – uśmiechnęłam się
- Łącznie z łóżkiem, które jest bardzo wygodne. Nie sądzisz, że powinniśmy je wypróbować w inny sposób, niż spanie? – uśmiechnął się zadziornie, zaśmiałam się na jego słowa
- Nie sądzę. – wystawiłam mu język i ruszyłam do salonu
- Ale dlaczego? – usłyszałam jego głos tuż za sobą – Nie podobało Ci się w Hiszpanii? – wyraźnie się zmartwił – Nie jestem wystarczająco dobry?
- Oczywiście, że mi się podobało. – złapałam jego policzek i lekko pogładziłam – I jesteś zajebiście dobry w tych sprawach. – uśmiechnęłam się – Ale chcę wyjaśnić tą sprawę z pracą. – wyjaśniłam i chwyciłam telefon, który po chwili został mi odebrany
- Mówiłem już coś na ten temat, tak?
- Ja też coś mówiłam na ten temat, tak? – usłyszałam ciężkie westchnięcie chłopaka – A poza tym, nawet jeśli zmieniłabym zdanie, a tego nie zrobiłam, musiałabym się skontaktować i wyjaśnić to Matt’owi, tak?
- Nie odpuścisz, prawda? – zapytał spoglądając na mnie badawczo, zaprzeczyłam, a po chwili trzymałam z powrotem mój telefon
Chłopak odwrócił się i powolnym krokiem ruszył na górę.
- No tak, Styles. Chciałeś mieć upartą dziewczynę, no to masz. – powiedział głośno tak, żebym usłyszała i zniknął z mojego pola widzenia, zaśmiałam się i wybrałam numer Matt’a
Znowu nie odebrał. Po chwili otrzymałam sms’a. Szybko otworzyłam wiadomość.
Musimy pogadać.
Właśnie, to dlaczego nie odbierasz?
Włożyłam telefon do kieszeni moich spodni i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kochanie, muszę wyjść. Będę za godzinę. – krzyknęłam,
- Jasne. Uważaj na siebie! – krzyknął z góry
Wyszłam z domu i od razu udałam się do studia. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Z lekkim zdenerwowaniem weszłam do środka. Słyszałam czyjeś głosy, więc zatrzymałam się przed drzwiami.
- Tak. Teraz się uśmiechnij. Rewelacyjnie. A teraz poważna mina. Okay. Świetnie. Prawa ręka trochę wyżej… Jeszcze trochę… Okay! Teraz jest świetnie. – to z pewnością głos Matt’a
Weszłam do środka. Matt oglądał właśnie zdjęcia w aparacie razem z jakąś szatynką. Nie wiedziałam, kto to był, bo stali do mnie tyłem, jednak sylwetka kobiety bardzo mi kogoś przypominała. Znalazł sobie kogoś na moje miejsce.
- Czyli już mnie nie potrzebujesz? – zapytałam z wyrzutem, momentalnie oboje odwrócili się w moją stronę
Nie myliłam się. Znam tą kobietę i to bardzo dobrze.
- Emma? Co ty tu robisz? – usłyszałam głos, który jeszcze niedawno lubiłam, a teraz jest znienawidzony przeze mnie, głos, który należy do Taylor
- Co ja tu robię? Co TY tu robisz? – zaakcentowałam odpowiednie słowo, a po chwili prychnęłam ze śmiechem – Nick już Cię kopnął w dupę? – zaśmiałam się – Czyli jednak nie byłaś taka idealna, jak mogłoby się wydawać. – założyłam ręce na klatce piersiowej – A szkoda… Tak pięknie pod nim wyglądałaś… - udawałam głos pełen żalu
- Przestań. – powiedziała
- Dlaczego? – podeszłam bliżej – Serduszko boli? – zapytałam – A wiesz, jak boli, kiedy jesteś zdradzona? – zero odpowiedzi z jej strony – Zdradzona przez chłopaka i przez przyjaciółkę, którą traktowałaś jak siostrę?
- Taki sobie sposób znalazłaś na poradzenie sobie z tym wszystkim, co się wydarzyło, tak? – zakpiła – Będziesz mi to wszystko wytykać, tak? – zmniejszyła odległość między nami – A wiesz, co? – patrzyła na mnie mściwie – Gówno mnie to obchodzi. Nigdy nic dla mnie nie znaczyłaś. – zabolało i to cholernie – A to, co wydarzyło się między mną, a Nick’iem, nie powinno Cię interesować!
- Stop! Dziewczyny, dajcie spokój! – wtrącił się Matt – Emma, musimy porozmawiać. Tay, zaczekaj tu na mnie.
- Tay. – prychnęłam – Nigdy nie lubiłaś, kiedy tak się do Ciebie zwracano. – zaśmiałam się – Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy. Żegnaj Tay. – zakpiłam i wyszłam razem z Matt’em – Rozumiem, że to koniec naszej współpracy. – założyłam ręce na klatce piersiowej
- Wybacz, Emmo, ale ona jest lepsza. – spuścił głowę
- Bo co? Bo daje Ci dupy? – zaśmiałam się
- Dobrze wiesz, że mi na tym nie zależy. – spojrzał mi w oczy Przesadziłam, okay. Ale on też przesadził. – Tay jest bardziej fotogeniczna…
- Rozumiem. – powiedziałam poważnie – Nie będę Ci siedzieć na głowie. – powiedziałam nie ukrywając tego, że jestem wkurzona – W takim razie zapłać mi za poprzednie sesje i znikam z twojego życia.
- Nie mam tych pieniędzy. – Nie pierdol!
- Słucham? – krzyknęłam – Jak, to kurwa nie masz tych pieniędzy? – Nie zwracałam uwagi na to, czy ktokolwiek nas usłyszy. Mówiąc ktokolwiek, mam na myśli Taylor. – To co z nimi zrobiłeś?
- Magazyn wcale nie kupił zdjęć, które zrobiłem. – no świetnie, zaśmiałem się
- I może jeszcze będziesz kazał mi się wyprowadzić z mieszkania? – cisza – Pięknie! – ponownie krzyknęłam – I może jeszcze mam jakieś dwa dni na wyprowadzkę?! – nie hamowałam moich strun głosowych wydając coraz głośniejszy krzyk. Nie usłyszałam odpowiedzi. Po co mi był ten pieprzony casting?
- Jeżeli chcesz, mogę Ci załatwić pracę w magazynie modowym. Mam tam znajomości. – Och, jak to miło z jego strony!
- Dziękuję, obejdzie się. – powiedziałam lekceważącym tonem udając się do wyjścia – Pierdolony łaskawca! – krzyknęłam tak, żeby usłyszał. Jestem pewna, że tak było, bo w odpowiedzi usłyszałam „przepraszam”. Wszyscy wiedzą, gdzie mam te jego przeprosiny.

~ Harry ~
Minęły już trzy godziny odkąd Em wyszła z domu. Nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na sms’y. Strasznie się o nią bałem. Nie miałem pojęcia, gdzie wyszła. Miałem tylko nadzieję, że zagadała się z jakąś koleżanką i zaraz wpadnie do domu i będzie mnie przepraszała za spóźnienie. Chodziłem po salonie zastanawiając się, gdzie ona może być. Już dawno pojechałbym jej szukać, gdybym tylko wiedział, gdzie mam jechać. Może pojechała do Matt’a? Szybko zabrałem klucze z blatu i ruszyłem w stronę studia, w którym pracuje Em.
Po kilku minutach byłem już na miejscu. Szybko wbiegłem do środka zastając tam jedynie Matt’a z jakąś dziewczyną. Niestety nie było tam mojej dziewczyny.
- Cześć. – powiedziałem uspokajając oddech – Nie było tu może Em?
- Emma? Oczywiście, że była. – zaśmiała się szatynka, nie miałem pojęcia o co chodzi
- Dawno stąd wyszła? – zapytałem
- Jakieś dwie godziny temu, może trochę więcej. A czemu pytasz? – odezwał się Matt
- Miała od razu wrócić do domu, ale nie ma jej do tej pory. – wyjaśniłem
- Oo, to ty jesteś jej chłopakiem? – dziewczyna do mnie podeszła – Jestem Taylor. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek
- Harry. – odpowiedziałem zdezorientowany. Gładziła mnie jedną ręką po policzku, a drugą po torsie. Chciałem się odsunąć, ale mi na to nie pozwoliła. – Przepraszam Cię, ale muszę znaleźć Em. – powiedziałem chwytając jej dłoń
Odsunąłem się i skierowałem do wyjścia.
- Tay, co ty do cholery robisz? – usłyszałem głos mężczyzny, kiedy byłem już przy wyjściu. Coś mnie podkusiło, aby się zatrzymać
- A co mam robić? – odezwała się szatynka – Jest przystojny.
- Wiesz, że twoje wicie się przy nim, nie robi na nim żadnego wrażenia? – wyszedłem ze studia
Gdzie ja mam jej szukać? Wsiadłem do samochodu i siedziałem przez chwilę bezczynnie. A jeżeli jej się coś stało? Nie, to niemożliwe. Nie mogło jej się nic stać. Nie mogę tak myśleć. Na pewno jest wszystko w porządku. Może wróciła już do domu? Postanowiłem to sprawdzić. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę domu z nadzieją, że zastanę tam Em.
Otworzyłem drzwi do domu i wszedłem do środka. Cisza.
- Em? – krzyknąłem – Jesteś? – przechadzałem się od pomieszczenia do pomieszczenia, jednak nigdzie nie zastałem szatynki
Usiadłem w salonie i oparłem ręce o kolana. Złapałem się z głowę. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Cholernie się boję. Nie przeżyłbym, gdyby jej się coś stało. Z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniało imię mojej dziewczyny. Ulżyło mi. Czyli nic jej się nie stało!
- Skarbie, gdzie jesteś? Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłem. – zacząłem zanim ona zdążyła cokolwiek powiedzieć
- Witam. Pan Styles? – odezwał się kobiecy głos, który z pewnością nie należał do mojej Em
- Tak. Co się stało?
- Panna Sparks znajduje się w naszym szpitalu. – moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić - Powiadomiła nas, że pan jest jej jedyną bliską osobą w Londynie.
- Dziękuję za informację, zaraz tam będę. – rozłączyłem się i szybko wybiegłem z domu.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę najbliższego szpitala.        

Wpadłem jak najszybciej do szpitala.
- Gdzie leży Emma Sparks? – zapytałem pielęgniarki w recepcji
- Kim pan dla niej jest? – zapytała
- Jestem jej chłopakiem.
- W takim razie nie mogę panu tego powiedzieć. Przykro mi. – wyraźnie była tym zmartwiona
- Ale ona nie ma tu nikogo oprócz mnie. – wyjaśniłem – Jej siostra mieszka w Brukseli i oprócz nas nie ma nikogo.
- No dobrze. – powiedziała i wpisała coś w komputerze – Sala numer 33 na drugim piętrze.
- Dziękuję. – powiedziałem i ruszyłem w stronę odpowiedniej Sali
Wsiadłem do windy. Szybciej byłoby chyba pójść schodami. Wreszcie winda się zatrzymała. Wypadłem z niej jak burza. Ruszyłem długim korytarzem szukając odpowiedniego numerku. 29, 30… Jest! 33. Już miałem wchodzić do środka, jednak z Sali wyszedł lekarz i pielęgniarka.
- Dzień dobry. – przywitałem się – Co się stało z Em? – zapytałem
- To pewnie pan Styles. – odezwała się kobieta, to ona mnie powiadomiła o wszystkim
- Pan jest… - odezwał się lekarz
- Harry Styles. Jestem jej chłopakiem.
- Oczywiście. – odparł i spojrzał w swoje notatki – Panna Sparks została przywieziona do nas z jednego z tutejszych klubów. Jak poinformował nas świadek całego zdarzenia, została ofiarą próby gwałtu. – zamarłem, łzy stanęły mi w oczach, zakryłem usta dłonią, a drugą zacisnąłem w pięść, zabiję tego, kto jej to zrobił - Jej stan jest już unormowany. Teraz śpi. Była wykończona. Zrobiliśmy jej potrzebna badania, teraz czekamy na wyniki. Obejrzał ją również ginekolog… - ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, że już jest wszystko w porządku – To tyle ode mnie. Muszę już iść. – przytaknąłem – To jest mężczyzna, który zawiadomił pogotowie. Był świadkiem całego zdarzenia. – wskazał faceta, który siedział pod ścianą, zauważył mnie i do mnie podszedł
- Ty jesteś ten Harry? – zapytał, dziwne, skądś go kojarzę
- Tak. Dzięki, że zadzwoniłeś na pogotowie. – podaliśmy sobie ręce – Co tam się wydarzyło?
- Jakiś typ się do niej podwalał. Kiedy Em chciała uciec, uderzył ją kilka razy. Szybko podbiegłem do nich odsunąłem go od niej i zdrowo mu wpierdoliłem, później ten frajer uciekł, nawet nie wiem gdzie. Em zwijała się z bólu, wiedziałem, że mógł jej zrobić coś poważnego tymi uderzeniami, więc zadzwoniłem na pogotowie. – mówił z bólem, zastanawiało mnie, skąd zna jej imię, Musieli się wcześniej znać.
- Zabiję go. Jeżeli go znajdę, to przyrzekam, że tego tak nie zostawię. – zacisnąłem pięści
- Słyszałem, że ktoś zadzwonił na policję i go zgarnęli.
- To i tak nie jest wystarczające za to, co zrobił… - facet przyznał mi rację – Jeszcze raz dzięki…
- Nick. – przedstawił się, jeszcze raz podaliśmy sobie ręce, a później on odszedł

Nick… Teraz już wiem, skąd go znam…

~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu :) Planuję zakończenie/zawieszenie mojego drugiego bloga. Niektórzy może już o tym wiedzą. Jeżeli nie, to zapraszam: Kiedy samotność przestaje istnieć. Wszystko jest tam wyjaśnione. W związku z kończeniem mojej pracy nad tamtym blogiem, nowe opowiadanie powinno pojawić się wcześniej, niż to planowałam.
I jeszcze chciałam wam podziękować. Dziennie, mój blog jest odwiedzany przeszło 200 razy! Dla niektórych może to jest mało, ale dla mnie to ogromna liczba! Dziękuję :) 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by S1K