~ Em ~
- Harry? – wyszeptałam gładząc go po torsie, kiedy leżeliśmy wtuleni w
siebie na plaży
- Hmm?
- Myślałeś kiedyś, jak będzie wyglądało twoje życie za 10 lat? – zapytałam
- Jasne, że tak. – pocałował mnie we włosy – Będziemy szczęśliwym
małżeństwem z dwójką dzieci, które będą biegać po domu. – uśmiechnął się – A w
każdą naszą rocznicę będziemy przyjeżdżać tutaj. Będziemy sobie leżeć tak, jak
teraz i będziemy się przyglądać, jak nasze dzieci budują zamki z pisku, które
co chwilę się rozwalają… - lekko się zaśmiałam na te słowa - … tak, jak ta
dwójka maluchów, widzisz? – wskazał na dwie dziewczynki niedaleko nas
- Poważnie? – spojrzałam w jego zielone tęczówki – Chciałbyś mieć ze mną
dzieci? – spytałam łamiącym się głosem
- Oczywiście, że tak. Skąd te wątpliwości? – wzruszyłam ramionami – Kocham
Cię i codziennie dziękuję Bogu za to, że Cię spotkałem. Jesteś kobietą, dzięki
której będę miał do kogo wrócić po pracy.– uśmiechnął się, po czym pocałował
mnie delikatnie – Będziesz najpiękniejszą i najwspanialszą matką naszych
dzieci.
- Kocham Cię. – musnęłam jego policzek
Leżeliśmy tak prawie cały dzień, aż zaczęło się ściemniać.
- Chyba musimy się zbierać. – pogładził mnie po plecach – Jutro rano mamy
samolot.
- Nie chcę wracać. – westchnęłam – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał w tą cholerną
trasę. – powiedziałam wstając
- Wiem, skarbie. Ja też nie chcę i będę tęsknił, jak nigdy dotąd. – objął
mnie i ruszyliśmy do hotelu – Ale pamiętaj, że już zawsze będziesz miała mnie
przy sobie. – wskazał naszyjnik, który od niego dostałam
- Wiem. – uśmiechnęłam się
- Wstawaj. – powiedziałam zaspanym głosem szturchając lekko mojego
chłopaka
- Która godzina? – przekręcił się na plecy nie otwierając oczu
- Nie wiem. – powiedziałam i zakryłam poduszką moją głowę
Czułam, jak Harry lekko się podnosi, aby spojrzeć na zegarek stojący na
hotelowym stoliku. Po chwili ciężko opada na łóżko.
- Jest 7.30. – informuje zabierając mi poduszkę i całując mnie w kark –
Musimy. – wyszeptał
- Wiem. – powiedziałam i przekręciłam się na plecy, spojrzałam na szatyna
i lekko się uśmiechnęłam, ponieważ widziałam, że coś go trapi
Po kilku minutach już byliśmy ubrani. Zeszliśmy na śniadanie. Kiedy
wróciliśmy, zrobiłam sobie lekki makijaż. Harry spakował jeszcze nasze rzeczy i
wyszliśmy z hotelu. Za jakiś czas już siedzieliśmy w samolocie, a po kilku
godzinach już byliśmy w domu.
- A teraz zarządzam kompletne lenistwo przez najbliższe dni. – powiedział
rzucając się na łóżko
- Ty będziesz się lenił, a ja muszę zadzwonić do Matt’a. – zaśmiałam się
lekko – Już kilka dni temu powinien wrócić, a on nie daje znaku życia. –
powiedziałam wychodząc z sypialni
Kilka miesięcy temu, Matt wyjechał na jakiś kontrakt, czy coś w tym stylu.
Nie było to czymś zadowalającym dla mnie, tym bardziej, że niewiele udało mi
się zarobić. Miałam tylko kilka sesji. Umówiliśmy się, że będzie mi płacił co
kilkanaście sesji, więc nie dostałam od niego jeszcze nic. Jestem wkurzona,
chyba każdy by był, ale cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na
jego powrót i na kolejne sesje, które naprawdę uwielbiam.
- Daj spokój. Nie potrzebujesz tej pracy. – zatrzymałam się i z uśmiechem
spojrzałam na szatyna
- A to dlaczego? – założyłam ręce na klatce piersiowej
- Zarabiam mnóstwo pieniędzy. Jesteśmy razem, mieszkamy razem, więc..
- Co z tego? – wzruszyłam ramionami – Nie chcę być na twoim utrzymaniu. –
ruszyłam na dół i wybrałam numer Matt’a.
Kilka sygnałów i nic. Nie odbiera. Odczekałam kilka minut i znowu nic. Pewnie nie ma teraz czasu. Odłożyłam
telefon na stolik i weszłam do kuchni. Nalałam wody do szklanki i poczułam ręce
szatyna na mojej talii. Złożył delikatny pocałunek na moim karku. Uwielbiałam,
kiedy to robił.
- Dlaczego tak bardzo chcesz tam pracować? – zapytał
- Nie chcę siedzieć całymi dniami na dupie przed telewizorem i oglądać
jakichś bezsensownych telenoweli. – odwróciłam się do Hazzy – A poza tym, to ty
ciężko pracujesz i to są twoje pieniądze i ja nie chcę…
- Jesteśmy razem, tak? Kochamy się, więc to są nasze pieniądze. – przerwał
mi – Teraz wszystko, co moje jest twoje. – pocałował mnie w czoło
- A wszystko, co moje, jest twoje. – uśmiechnęłam się
- Łącznie z łóżkiem, które jest bardzo wygodne. Nie sądzisz, że powinniśmy
je wypróbować w inny sposób, niż spanie? – uśmiechnął się zadziornie, zaśmiałam
się na jego słowa
- Nie sądzę. – wystawiłam mu język i ruszyłam do salonu
- Ale dlaczego? – usłyszałam jego głos tuż za sobą – Nie podobało Ci się w
Hiszpanii? – wyraźnie się zmartwił – Nie jestem wystarczająco dobry?
- Oczywiście, że mi się podobało. – złapałam jego policzek i lekko
pogładziłam – I jesteś zajebiście dobry w tych sprawach. – uśmiechnęłam się –
Ale chcę wyjaśnić tą sprawę z pracą. – wyjaśniłam i chwyciłam telefon, który po
chwili został mi odebrany
- Mówiłem już coś na ten temat, tak?
- Ja też coś mówiłam na ten temat, tak? – usłyszałam ciężkie westchnięcie
chłopaka – A poza tym, nawet jeśli zmieniłabym zdanie, a tego nie zrobiłam,
musiałabym się skontaktować i wyjaśnić to Matt’owi, tak?
- Nie odpuścisz, prawda? – zapytał spoglądając na mnie badawczo,
zaprzeczyłam, a po chwili trzymałam z powrotem mój telefon
Chłopak odwrócił się i powolnym krokiem ruszył na górę.
- No tak, Styles. Chciałeś mieć upartą dziewczynę, no to masz. – powiedział
głośno tak, żebym usłyszała i zniknął z mojego pola widzenia, zaśmiałam się i
wybrałam numer Matt’a
Znowu nie odebrał. Po chwili otrzymałam sms’a. Szybko otworzyłam
wiadomość.
Musimy pogadać.
Właśnie, to dlaczego
nie odbierasz?
Włożyłam telefon do kieszeni moich spodni i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kochanie, muszę wyjść. Będę za godzinę. – krzyknęłam,
- Jasne. Uważaj na siebie! – krzyknął z góry
Wyszłam z domu i od razu udałam się do studia. Po kilkunastu minutach
byłam już na miejscu. Z lekkim zdenerwowaniem weszłam do środka. Słyszałam
czyjeś głosy, więc zatrzymałam się przed drzwiami.
- Tak. Teraz się uśmiechnij. Rewelacyjnie. A teraz poważna mina. Okay.
Świetnie. Prawa ręka trochę wyżej… Jeszcze trochę… Okay! Teraz jest świetnie. –
to z pewnością głos Matt’a
Weszłam do środka. Matt oglądał właśnie zdjęcia w aparacie razem z jakąś
szatynką. Nie wiedziałam, kto to był, bo stali do mnie tyłem, jednak sylwetka
kobiety bardzo mi kogoś przypominała. Znalazł
sobie kogoś na moje miejsce.
- Czyli już mnie nie potrzebujesz? – zapytałam z wyrzutem, momentalnie
oboje odwrócili się w moją stronę
Nie myliłam się. Znam tą kobietę i to bardzo dobrze.
- Emma? Co ty tu robisz? – usłyszałam głos, który jeszcze niedawno
lubiłam, a teraz jest znienawidzony przeze mnie, głos, który należy do Taylor
- Co ja tu robię? Co TY tu robisz? – zaakcentowałam odpowiednie słowo, a
po chwili prychnęłam ze śmiechem – Nick już Cię kopnął w dupę? – zaśmiałam się
– Czyli jednak nie byłaś taka idealna, jak mogłoby się wydawać. – założyłam
ręce na klatce piersiowej – A szkoda… Tak pięknie pod nim wyglądałaś… -
udawałam głos pełen żalu
- Przestań. – powiedziała
- Dlaczego? – podeszłam bliżej – Serduszko boli? – zapytałam – A wiesz,
jak boli, kiedy jesteś zdradzona? – zero odpowiedzi z jej strony – Zdradzona
przez chłopaka i przez przyjaciółkę, którą traktowałaś jak siostrę?
- Taki sobie sposób znalazłaś na poradzenie sobie z tym wszystkim, co się
wydarzyło, tak? – zakpiła – Będziesz mi to wszystko wytykać, tak? – zmniejszyła
odległość między nami – A wiesz, co? – patrzyła na mnie mściwie – Gówno mnie to
obchodzi. Nigdy nic dla mnie nie znaczyłaś. – zabolało i to cholernie – A to, co
wydarzyło się między mną, a Nick’iem, nie powinno Cię interesować!
- Stop! Dziewczyny, dajcie spokój! – wtrącił się Matt – Emma, musimy
porozmawiać. Tay, zaczekaj tu na mnie.
- Tay. – prychnęłam – Nigdy nie lubiłaś, kiedy tak się do Ciebie zwracano.
– zaśmiałam się – Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy. Żegnaj Tay. –
zakpiłam i wyszłam razem z Matt’em – Rozumiem, że to koniec naszej współpracy.
– założyłam ręce na klatce piersiowej
- Wybacz, Emmo, ale ona jest lepsza. – spuścił głowę
- Bo co? Bo daje Ci dupy? – zaśmiałam się
- Dobrze wiesz, że mi na tym nie zależy. – spojrzał mi w oczy Przesadziłam, okay. Ale on też przesadził. –
Tay jest bardziej fotogeniczna…
- Rozumiem. – powiedziałam poważnie – Nie będę Ci siedzieć na głowie. –
powiedziałam nie ukrywając tego, że jestem wkurzona – W takim razie zapłać mi
za poprzednie sesje i znikam z twojego życia.
- Nie mam tych pieniędzy. – Nie
pierdol!
- Słucham? – krzyknęłam – Jak, to kurwa nie masz tych pieniędzy? – Nie
zwracałam uwagi na to, czy ktokolwiek nas usłyszy. Mówiąc ktokolwiek, mam na
myśli Taylor. – To co z nimi zrobiłeś?
- Magazyn wcale nie kupił zdjęć, które zrobiłem. – no świetnie, zaśmiałem
się
- I może jeszcze będziesz kazał mi się wyprowadzić z mieszkania? – cisza –
Pięknie! – ponownie krzyknęłam – I może jeszcze mam jakieś dwa dni na
wyprowadzkę?! – nie hamowałam moich strun głosowych wydając coraz głośniejszy
krzyk. Nie usłyszałam odpowiedzi. Po co
mi był ten pieprzony casting?
- Jeżeli chcesz, mogę Ci załatwić pracę w magazynie modowym. Mam tam
znajomości. – Och, jak to miło z jego
strony!
- Dziękuję, obejdzie się. – powiedziałam lekceważącym tonem udając się do
wyjścia – Pierdolony łaskawca! – krzyknęłam tak, żeby usłyszał. Jestem pewna,
że tak było, bo w odpowiedzi usłyszałam „przepraszam”. Wszyscy wiedzą, gdzie
mam te jego przeprosiny.
~ Harry ~
Minęły już trzy godziny odkąd Em wyszła z domu. Nie odbierała telefonów,
nie odpowiadała na sms’y. Strasznie się o nią bałem. Nie miałem pojęcia, gdzie
wyszła. Miałem tylko nadzieję, że zagadała się z jakąś koleżanką i zaraz
wpadnie do domu i będzie mnie przepraszała za spóźnienie. Chodziłem po salonie
zastanawiając się, gdzie ona może być. Już dawno pojechałbym jej szukać, gdybym
tylko wiedział, gdzie mam jechać. Może
pojechała do Matt’a? Szybko zabrałem klucze z blatu i ruszyłem w stronę
studia, w którym pracuje Em.
Po kilku minutach byłem już na miejscu. Szybko wbiegłem do środka zastając
tam jedynie Matt’a z jakąś dziewczyną. Niestety nie było tam mojej dziewczyny.
- Cześć. – powiedziałem uspokajając oddech – Nie było tu może Em?
- Emma? Oczywiście, że była. – zaśmiała się szatynka, nie miałem pojęcia o
co chodzi
- Dawno stąd wyszła? – zapytałem
- Jakieś dwie godziny temu, może trochę więcej. A czemu pytasz? – odezwał
się Matt
- Miała od razu wrócić do domu, ale nie ma jej do tej pory. – wyjaśniłem
- Oo, to ty jesteś jej chłopakiem? – dziewczyna do mnie podeszła – Jestem
Taylor. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek
- Harry. – odpowiedziałem zdezorientowany. Gładziła mnie jedną ręką po
policzku, a drugą po torsie. Chciałem się odsunąć, ale mi na to nie pozwoliła. –
Przepraszam Cię, ale muszę znaleźć Em. – powiedziałem chwytając jej dłoń
Odsunąłem się i skierowałem do wyjścia.
- Tay, co ty do cholery robisz? – usłyszałem głos mężczyzny, kiedy byłem już
przy wyjściu. Coś mnie podkusiło, aby się zatrzymać
- A co mam robić? – odezwała się szatynka – Jest przystojny.
- Wiesz, że twoje wicie się przy nim, nie robi na nim żadnego wrażenia? –
wyszedłem ze studia
Gdzie ja mam jej
szukać? Wsiadłem do samochodu i siedziałem przez chwilę bezczynnie. A jeżeli jej
się coś stało? Nie, to niemożliwe. Nie mogło jej się nic stać. Nie mogę tak
myśleć. Na pewno jest wszystko w porządku. Może
wróciła już do domu? Postanowiłem to sprawdzić. Odpaliłem silnik i ruszyłem
w stronę domu z nadzieją, że zastanę tam Em.
Otworzyłem drzwi do domu i wszedłem do środka. Cisza.
- Em? – krzyknąłem – Jesteś? – przechadzałem się od pomieszczenia do
pomieszczenia, jednak nigdzie nie zastałem szatynki
Usiadłem w salonie i oparłem ręce o kolana. Złapałem się z głowę. Samotna
łza spłynęła po moim policzku. Cholernie się boję. Nie przeżyłbym, gdyby jej
się coś stało. Z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na
wyświetlacz, na którym widniało imię mojej dziewczyny. Ulżyło mi. Czyli nic jej się nie stało!
- Skarbie, gdzie jesteś? Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłem. – zacząłem
zanim ona zdążyła cokolwiek powiedzieć
- Witam. Pan Styles? – odezwał się kobiecy głos, który z pewnością nie
należał do mojej Em
- Tak. Co się stało?
- Panna Sparks znajduje się w naszym szpitalu. – moje serce momentalnie
zaczęło szybciej bić - Powiadomiła nas, że pan jest jej jedyną bliską osobą w
Londynie.
- Dziękuję za informację, zaraz tam będę. – rozłączyłem się i szybko
wybiegłem z domu.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę najbliższego szpitala.
Wpadłem jak najszybciej do szpitala.
- Gdzie leży Emma Sparks? – zapytałem pielęgniarki w recepcji
- Kim pan dla niej jest? – zapytała
- Jestem jej chłopakiem.
- W takim razie nie mogę panu tego powiedzieć. Przykro mi. – wyraźnie była
tym zmartwiona
- Ale ona nie ma tu nikogo oprócz mnie. – wyjaśniłem – Jej siostra mieszka
w Brukseli i oprócz nas nie ma nikogo.
- No dobrze. – powiedziała i wpisała coś w komputerze – Sala numer 33 na
drugim piętrze.
- Dziękuję. – powiedziałem i ruszyłem w stronę odpowiedniej Sali
Wsiadłem do windy. Szybciej byłoby chyba pójść schodami. Wreszcie winda
się zatrzymała. Wypadłem z niej jak burza. Ruszyłem długim korytarzem szukając
odpowiedniego numerku. 29, 30… Jest! 33. Już miałem wchodzić do środka, jednak
z Sali wyszedł lekarz i pielęgniarka.
- Dzień dobry. – przywitałem się – Co się stało z Em? – zapytałem
- To pewnie pan Styles. – odezwała się kobieta, to ona mnie powiadomiła o
wszystkim
- Pan jest… - odezwał się lekarz
- Harry Styles. Jestem jej chłopakiem.
- Oczywiście. – odparł i spojrzał w swoje notatki – Panna Sparks została przywieziona
do nas z jednego z tutejszych klubów. Jak poinformował nas świadek całego
zdarzenia, została ofiarą próby gwałtu. – zamarłem, łzy stanęły mi w oczach, zakryłem
usta dłonią, a drugą zacisnąłem w pięść, zabiję tego, kto jej to zrobił - Jej
stan jest już unormowany. Teraz śpi. Była wykończona. Zrobiliśmy jej potrzebna
badania, teraz czekamy na wyniki. Obejrzał ją również ginekolog… - ucieszyłem
się, kiedy usłyszałem, że już jest wszystko w porządku – To tyle ode mnie. Muszę
już iść. – przytaknąłem – To jest mężczyzna, który zawiadomił pogotowie. Był
świadkiem całego zdarzenia. – wskazał faceta, który siedział pod ścianą,
zauważył mnie i do mnie podszedł
- Ty jesteś ten Harry? – zapytał, dziwne, skądś go kojarzę
- Tak. Dzięki, że zadzwoniłeś na pogotowie. – podaliśmy sobie ręce – Co tam
się wydarzyło?
- Jakiś typ się do niej podwalał. Kiedy Em chciała uciec, uderzył ją kilka
razy. Szybko podbiegłem do nich odsunąłem go od niej i zdrowo mu wpierdoliłem,
później ten frajer uciekł, nawet nie wiem gdzie. Em zwijała się z bólu,
wiedziałem, że mógł jej zrobić coś poważnego tymi uderzeniami, więc zadzwoniłem
na pogotowie. – mówił z bólem, zastanawiało mnie, skąd zna jej imię, Musieli
się wcześniej znać.
- Zabiję go. Jeżeli go znajdę, to przyrzekam, że tego tak nie zostawię. –
zacisnąłem pięści
- Słyszałem, że ktoś zadzwonił na policję i go zgarnęli.
- To i tak nie jest wystarczające za to, co zrobił… - facet przyznał mi
rację – Jeszcze raz dzięki…
- Nick. – przedstawił się, jeszcze raz podaliśmy sobie ręce, a później on
odszedł
Nick… Teraz już wiem,
skąd go znam…
~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu :) Planuję zakończenie/zawieszenie mojego drugiego bloga. Niektórzy może już o tym wiedzą. Jeżeli nie, to zapraszam: Kiedy samotność przestaje istnieć. Wszystko jest tam wyjaśnione. W związku z kończeniem mojej pracy nad tamtym blogiem, nowe opowiadanie powinno pojawić się wcześniej, niż to planowałam.
I jeszcze chciałam wam podziękować. Dziennie, mój blog jest odwiedzany przeszło 200 razy! Dla niektórych może to jest mało, ale dla mnie to ogromna liczba! Dziękuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz